Przejdź do treści

Elektryczne Subaru Solterra w rękach kierowcy rajdowego na polskim Nürburgringu

Kacper Mucha
Dziennikarz motoryzacyjny

Era elektryfikacji jest sporym wyzwaniem dla producentów samochodów. Nie chodzi tylko o uzyskanie maksymalnej wydajności napędu, ale także o zachowanie charakteru marki. Na Torze Kielce, wraz z Wojtkiem Chuchałą, sprawdzamy, na ile ta sztuka udała się w Subaru Solterze.

Drzewa rozmywają się za oknami, tworząc niemal jednolite tło dla pędzącego samochodu. Spod kół sypią się drobne kamyczki, gumowe pachołki lekko przestawia podmuch powietrza generowany przez auto mijające je na centymetry. Srebrny punkt mknie przez kolejne szykany, co rusz chowając się za kolejnym fragmentem lasu. Mimo jazdy z „gazem” w podłodze, w tej części Toru Kielce panuje idealna cisza, niezmącona rykiem silnika spalinowego. Słychać tylko pisk opon, bo oto z zakrętu wyłania się elektryczne Subaru Solterra prowadzone przez rajdowego mistrza Polski i mistrza Europy ERC2, Wojtka Chuchałę.

Subaru Solterra – oto krok w przyszłość

To najpoważniejszy sprawdzian dla samochodu tej japońskiej marki. Zamknięta droga, zawodowy kierowca i zakręty, na których auto ma udowodnić swój sportowy charakter. Subaru po prostu nie wypada inaczej. Dlaczego uważam, że elektryczny SUV o masie ponad dwóch ton może w ogóle mieć coś wspólnego z genami marki Subaru? To proste: ponoć przy opracowywaniu Solterry inżynierowie szczególnie skupili na tym swoją uwagę. Sprawdźmy, czy im się to udało.

Zobacz więcej: Lista dealerów Subaru w Polsce | Samochody Subaru dostępne od ręki

Wróćmy jednak do początku. Stworzenie samochodu elektrycznego od podstaw to zadanie karkołomne i bardzo kosztowne, a zaprojektowane technologie mają ekonomiczne uzasadnienie dopiero wtedy, gdy można je wykorzystać masowo w wielu modelach. Z tego powodu wielkie koncerny tworzą te same rozwiązania dla większości swoich marek (patrz: grupa VW); inne łączą się w wielkie korporacje, aby zmaksymalizować szanse w tych trudnych czasach (patrz: PSA i FCA łączące się w Stellantis); a pozostałe, mniejsze firmy szukają partnerów, by wspólnymi siłami opracować technologię dla swoich aut elektrycznych.

Subaru słusznie skierowało swoje kroki w kierunku Toyoty, największego producenta samochodów na świecie i marki, która z silnikami elektrycznymi ma do czynienia już od ponad dwóch dekad. Subaru również ma spore doświadczenie w elektryfikacji swojej gamy produktowej – tu odsyłamy do innych tekstów na blogu: o Foresterze e-Boxer (link) i historii elektryfikacji w Subaru (link) – więc połączenie sił okazało się strzałem w dziesiątkę. Co ważne, podobnie jak przy tworzeniu Toyoty GR 86 i Subaru BRZ obie marki oparły się na wspólnych fundamentach, na których zbudowały jednak auta o odrębnych charakterach. I tu pojawia się pytanie: ile Subaru jest w Solterze?

Sport ma w genach, czyli wszystkie zalety Solterry

Design obu samochodów oraz ich wnętrza są bardzo podobne, a gabaryty takie same. Poza tym, różnic jest więcej niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. W dużym skrócie: w Toyocie postawiono na maksymalizację zasięgu, zaś w Subaru na zagwarantowanie odpowiednich wrażeń z jazdy. Z tego powodu Solterra występuje tylko w wersji z napędem na cztery koła, w dodatku – co jest rzadko spotykane w samochodach elektrycznych – napęd ten przekazywany jest stale na wszystkie koła. To układ AWD, który gwarantuje odpowiednią trakcję, godną samochodów z logo Plejad.

Do właściwości jezdnych jeszcze przejdziemy – teraz czas na zdolności terenowe. Tak, za sprawą napędu na cztery koła oraz zwiększonego do 21 centymetrów prześwitu (tyle co „bojowy” model Outback!) Solterra pozwoli na pokonywanie lekkich przeszkód na nieutwardzonych drogach. Dużą zaletą z pewnością jest, znany z innych samochodów Subaru, system X-Mode, dodatkowo wyposażony w nowy system Grip Control. Daje on do dyspozycji kierowcy kilka trybów jazdy, które w zależności od nawierzchni, po jakiej jedziemy, zmieniają charakterystykę pracy silników, przekładni, napędu, elektronicznych układów stabilizujących i czułość pedału przyspieszenia.

Do tej listy zalet dochodzą cechy samochody elektrycznego, które idealnie wpisują się w charakterystykę Subaru. Dzięki umieszczeniu akumulatora w podłodze auto ma bardzo nisko położony środek ciężkości. Znamy to z samochodów napędzanych silnikiem typu bokser, który jest płaski i montowany głęboko w komorze, ale tutaj idziemy o krok dalej. Dzięki takiej budowie Subaru Solterra w ogóle nie przechyla się zakrętach, co z jednej strony poprawia komfort jazdy, a z drugiej sprawia, że auto pokonuje zakręty jak po sznurku. Do tego, elektryczny SUV nie nurkuje podczas hamowania, a to nietypowa cecha dla tak dużych aut.

Ważne są również dobre osiągi, z którymi marka Subaru utożsamiana jest od dekad. Dzięki dwóm silnikom elektrycznym (po 109 KM każdy) Solterra nie tylko osiąga łączną moc równą 218 KM, ale także duży moment obrotowy wynoszący 337 Nm. Jak zapewne wiecie, silniki elektryczne nie rozwijają siły napędowej, ale dają kierowcy jej eksplozję już w momencie dotknięcia pedału gazu. W rezultacie auto przyspiesza do 100 km/h w czasie 6,9 sekundy, ale przede wszystkim momentalnie reaguje na każdy ruch prawej stopy prowadzącego. Zresztą, więcej o wrażeniach z jazdy opowie nasz dzisiejszy gość.

Subaru Solterra na Torze Kielce – za kierownicą Wojtek Chuchała

Tor w Kielcach jest idealnym miejscem, aby sprawdzić właściwości jezdne Subaru Solterry. To mieszanka wąskiej i bardzo krętej partii pośrodku obiektu, otaczającego ją odcinka owalnego, na którym samochody są poddawane sporym przeciążeniom, a także legendarnej już leśnej partii, przypominającej słynny niemiecki tor Nürburgring. To prawdziwe wyzwanie dla każdego auta, szczególnie dla ważącego ponad 2 tony rodzinnego SUV-a z napędem elektrycznym.

Dołączył do nas Wojtek Chuchała, którego przedstawiłem na początku tego testu. To nie tylko kierowca rajdowy, niegdyś rywalizujący Imprezą WRX STI, ale również instruktor w Szkole Jazdy Subaru. Człowiek, który o sportowych genach marki wie wszystko. Czy więc na Torze Kielce będzie czerpał frajdę z jazdy elektrycznym SUV-em?

„No to jedziemy! To kawał samochodu, na zdjęciach wydawał się mniejszy, ale to dobrze, bo duży rozstaw osi powinien dać sporo stabilności” – zauważa Chuchała, zapinając rajdowy kombinezon i ubierając rękawice. Ruszył dynamicznie, bez opóźnienia związanego z buksowaniem kół, zmianą biegów czy przede wszystkim bez oczekiwania na przyrost siły napędowej – jak w aucie spalinowym. Samochód szybko zniknął za pierwszym prawym zakrętem, a wraz z nim ulotnił się hałas toczących się opon. Nastała cisza, absolutna cisza. Dla jednych to zaleta aut elektrycznych, dla innych wada, ale umówmy się: dla kierowcy nadal jest to coś wyjątkowego i niespotykanego.

„Tak jak się spodziewałem: pozytywne zaskoczenie, wcale nie prowadzi się jak duży SUV!” – relacjonuje Wojtek po ukończeniu swojego przejazdu. „Dobre wrażenie robi stabilność auta: nie jest ani podsterowne, ani nadsterowne, a do tego bardzo spokojnie reaguje na mocne hamowanie. To absolutnie podstawa, żeby kierowca miał pewność siebie podczas pokonywania zakrętów”– dodaje. „Byłem pewien, że nisko umieszczony akumulator przełoży się na precyzyjne zachowanie samochodu w zakrętach, ale dało to jeszcze jedną zaletę, czyli brak niepożądanego efektu unoszenia przodu podczas startu i jego nurkowania podczas hamowania” – uzupełnia Chuchała.

Leśna partia Toru Kielce jest dosyć szybka: niektóre małe, usportowione samochody nieco się tu gubią. Pytanie, czy samochód elektryczny jest dość szybki, aby czerpać tam frajdę z jazdy. „Jest dynamiczna. Prędkość maksymalna to około 160 km/h i mniej więcej do takich wartości rozpędzałem Solterrę na prostych. Dla mnie ważniejszy jest jednak fakt, że na wyjściu z zakrętu auto ma sporo trakcji i momentalnie dostępną siłę napędową, bo to właśnie na wyjściu z łuku zaczyna się budowanie prędkości na prostej” – podkreśla Wojtek.

Tor, który Chuchała pokonał Solterrą, jest niezbyt długi, ale intensywny. Najpierw krótki prawy i długi lewy łuk z dojazdem do ciasnego prawego pod górkę. Następnie długa prosta, nieco skręcająca w lewo, zacieśniający się lewy łuk na końcu i błyskawicznie przechodzący w tak zwany Skalniak, czyli sekwencję dwóch zakrętów – ciasnych i technicznych. Po nich kolejna prosta i spadanie do lewego łuku – tu kończy się połowa leśnej partii; resztę stanowi droga krajowa, która od lat nie była zamykana na potrzeby jazdy torowej. Tam Wojtek zawrócił i pokonał wymienioną sekwencję zakrętów w odwrotnym kierunku.

„I jeszcze jedno. Chociaż auto prowadzi się precyzyjnie w zakrętach, nie nurkuje i szybko nabiera prędkości po wyjściu z zakrętu, to nadal bardzo wygodny samochód. Serio! Przyzwyczaiłem się do nierówności w kilku zakrętach i do tego, że przejazd po tarkach sportowym autem odbija się na kondycji pleców, ale tutaj byłem od tego odizolowany. W końcu to rodzinny, wygodny SUV” – zachwala Chuchała.

Pozostaje jeszcze pytanie: czy Solterra to prawdziwe Subaru? „To nie tak, że jedynym słusznym Subaru jest WRX STI. Ja zawsze mówię, że prawdziwe Subaru to moja dawna Impreza w wersji rajdowej, ale czy to umniejsza charakter drogowych modeli? Niekoniecznie. Elektrycznego SUV-a będzie zaraz oferowała każda firma, więc dobrze, by te auta miały jednak cechy wspólne z innymi modelami marki. Solterra ma dobre osiągi, świetnie zachowuje się w zakrętach. Jak na tak duże auto, ma bardzo udany napęd na cztery koła, no i zapewnia tę trudną do wytłumaczenia lekkość prowadzenia, tak typową dla Subaru. Ja jestem zdecydowanie na tak!” – podsumowuje Wojtek Chuchała.

Zobacz nowe modele: Subaru XV | Subaru Forester | Subaru Outback | Subaru Solterra